Strona główna felieton Protestuję!

Protestuję!

0
PODZIEL SIĘ

Dlaczego ludzie protestują? W różnych sprawach: tych wagi państwowej (a nawet światowej) i tych wagi lokalnej, a także w sprawie zawieszania przez męża po pracy brudnych koszul na desce do prasowania oraz w sprawie niedokładnego wycierania przez żonę stołu kuchennego? Odpowiedź wydaje się prosta: bo coś nas denerwuje, coś nam się nie podoba, bo (wreszcie!) uświadamiamy sobie, że mamy w jakiejś dziedzinie prawo głosu, a może nawet prawo działania. Jednak jakkolwiek spektakularny nasz protest by nie był i choćby nawet wymagał niemałej odwagi czy zaangażowania, a nawet: dotyczył naprawdę istotnej sprawy, to jednak zawsze będzie on działaniem nietwórczym, destrukcyjnym, ukierunkowanym na niszczenie.

W nowoczesnej stomatologii wyrwanie zęba jest ostatnią rzeczą, jaką zaleci stomatolog. Dobry dentysta będzie jak lew walczył o nasz ząb! Ktoś powie: za nasze pieniądze. Tak, ale to przecież nasz ząb, więc czyje pieniądze miałyby być na niego wydane? Odnosząc się do domowego (i tylko z pozoru trywialnego) przykładu uwag, które większość małżonków już z ledwie kilkuletnim stażem potrafi sobie nonszalancko serwować kilkanaście razy dziennie, uwag-protestów w stylu: „Nie gadaj tyle przez telefon”, „Nie żłop codziennie tego piwska” – trzeba przyznać, że są niczym innym jak negatywnym przekazem, negatywną energią i to w naszym własnym domu! A kiedy posmakuje nam słodycz domowego protestu i odkryjemy, że posiadanie władzy jest dosłownie na wyciagnięcie ręki, niektórzy z nas ruszają ochoczo na protesty wiejskie, miejskie, lokalne i krajowe. Protestujemy, bo mamy takie prawo. Protestujemy, bo jesteśmy albo wydaje nam się, że jesteśmy ważni. Niestety w tym momencie sprawa, dla której protestujemy schodzi na dalszy plan, a zaczyna liczyć się to, że po prostu udowadniamy swoją rację. Że w końcu MAMY RACJĘ! Kurczę, w końcu się liczymy i z nami ktoś się liczy! Racja dobra rzecz, ale mąż dalej te brudne koszule uporczywie rozwiesza na desce do prasowania.. Więc do kitu z taką racją!

Czasem jednak dochodzi do cudu i małżonek przestaje, no na przykład, żłopać piwo. A my – wszechwiedzące żony? Nie możemy już upajać się własnym głosem! Po cichu, z zażenowaniem przyznajemy, że brak nam tego codziennego rytuału domowego protestu. Tak chciałoby się nam rzucić od niechcenia: „Nie żłop tyle tego piwska, chłopie! Przestać nie potrafisz? ”, A tutaj mąż grzecznie proponuje herbatkę. No szlag jasny człowieka może trafić! Bo kto okazał się stroną wygraną, proponującą najprawdziwszy DIALOG?! Diabli nasze protestowanie wzięli… i dziką satysfakcję. Stworzenie czegokolwiek, zaproponowanie konkretnej zmiany („Wkładaj, proszę, kochanie brudne koszule do kosza na brudne ubrania”) nie jest spektakularne i często prowadzi do wymiany zdań („Wychodzę jeszcze wieczorem na chwilę, to włożę tę koszulę”), ale tylko wymiana zdań i poglądów pozwala znaleźć kompromisowe rozwiązanie („W takim razie powieś ją tymczasem w swojej szafie, dobrze?”). Bo, przyznajmy, w proteście zwykle nie o sprawę chodzi, nie o jakieś ideały, ale o to, choćby chwilowe, poczucie posiadania racji, o upajanie się własnym głosem, własną nieomylnością i o naburmuszoną władzę. Jak już napisałam, bo wiem to również z własnej domowej (i nie tylko) praktyki: protest to słodycz. Ale czy cukier, zwłaszcza w nadmiarze, nie jest przypadkiem trucizną?

Aurelia Miłek

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o