Strona główna felieton Co za zołza!

Co za zołza!

0
PODZIEL SIĘ

On – nauczyciel – wysportowany, przystojny (mimo swojej siwej czupryny naprawdę nieziemsko przystojny!), trochę roztargniony (uroczo niezorganizowany), wesoły, zabawny, ulubieniec uczniów, a zwłaszcza uczennic, wieczny chłopiec. Ona – nudna, smętna bibliotekarka, nijaka i szara jak biblioteczny kurz. Na jego humor reaguje zwykle kwaśnym wyrazem twarzy, słowem – zołza.

Tak to może wyglądać na pierwszy rzut oka. Tyle, że po trochę dłuższej rozmowie okazuje się, że jego żarty wcale nie są aż takie zabawne, a jego roztargnienie jest raczej irytujące niż urocze. Tymczasem ona ma naprawdę dużą wiedzę, wrażliwość i empatię. Okazuje się sympatyczna i mądra. I nawet nieźle żartuje. Tylko dlaczego swoje lepsze oblicze skrywa pod maską oschłej, nieciekawej żony? Tak już się nauczyła: w domu i w pracy – zawsze w jego cieniu. Maska nijakości to jej mechanizm obronny. Wychowywanie czwórki dzieci, jego nocne eskapady i poranne powroty, a do tego praca, praca, praca w pewnym momencie okazały się zbyt dużym ciężarem na jej kruche barki i wrażliwe serce. A przecież kiedyś była taka śliczna, tylu miała adoratorów! Dlaczego wybrała jego – flirciarza? Cóż – miłość. A miłość jest ślepa. I wybaczy wszystko!

A znacie może jakichś mężów idealnych: tak, kochanie; dobrze, kochanie; oczywiście, kochanie; kocham cię, kochanie…? No właśnie. I jeszcze krzesełko żonie podsuwa jak na balu maturalnym i płaszcz podaje, a na dodatek cierpliwie doradza przy przymierzaniu butów i wcale go nie wyprowadzają z równowagi te dwie godziny strawione na bezowocnych łowach w kolejnym obuwniczym. A ta randka na wideoczacie, na której przyłapała go po północy żona? To przecież nic takiego! To nie miało żadnego znaczenia, KOCHANIE.

A piękna, wykształcona dziewczyna, która „wzięła sobie” buraka? Ten burak ją na rękach nosi, wpatrzony w żonę jak w obrazek, ale kto by tam w to wnikał, co się u nich dzieje w ich czterech ścianach? No może tylko wścibska sąsiadka.

Pani to ma takiego dobrego męża, a tak nieraz pani na niego krzyczy… – usłyszałam ostatnio. Nie powiedziała tego głośno, ale w tym – jakże wymownie urwanym zdaniu – kryła się ta właśnie konkluzja: Droga sąsiadko, jest pani nietuzinkową zołzą. Całkiem możliwe – żony, a zwłaszcza teściowe to często prawdziwe zołzy. Tylko, że zanim zaczniemy żałować ich biednych mężów i rodzin, pomyślmy, że pozory naprawdę często mylą. Nie wszystko da się podsłuchać pod drzwiami, a podczas zdawkowej rozmowy można raczej stwierdzić na kogo nasz rozmówca się kreuje, niż jaki jest naprawdę.

Beztroskich ludzi łatwo da się lubić, ale ktoś kiedyś pozwolił im na tę beztroskę, zadbał o wolną głowę, może „tylko” opłacał rachunki i gotował obiady, może „tylko” zarabiał pieniądze, a może „tylko” poświęcił siebie?

Aurelia Miłek

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o