Strona główna Bielawa Urwą się czy nie? Oto jest pytanie!

Urwą się czy nie? Oto jest pytanie!

0
PODZIEL SIĘ

 

Witam serdecznie jak co dwa tygodnie! Ostatnio dostałem pewne uwagi od kolegów felietonistów na temat swego warsztatu i jedną z nich było to, bym zrezygnował z przywitania w każdym felietonie. Jednak dla mnie jest to pewna forma skrócenia dystansu wobec Państwa, jak też i wyraz szacunku dla każdego, kto zechciał mój tekst przeczytać. Stąd też, czy to się komuś podoba czy też nie, powitanie jest i będzie w moich tekstach tak pewne jak śmierć, podatki i to, że Macierewicz nie da Misiewiczowi zginąć 😉

Ostatnie dwa moje teksty wzbudziły mniejsze lub większe kontrowersje (nie wiem czemu w sumie), a więc naszła mnie chęć by pójść za ciosem i znów na jakiś odcisk nadepnąć… ŻARTOWAŁEM! Dziś spokojnie i merytorycznie będzie, a przynajmniej postaram się, aby tak było.

Znów, gdy piszę mój tekst, jesteśmy w Bielawie w przededniu sesji Rady Miejskiej. Więc Państwo macie już tą przewagę nade mną, że czytając felieton w piątek, wiecie co radni postanowili i możecie ocenić trafność mych analiz. Dziś, jak się może już ktoś z Państwa domyślił, kolejny raz wezmę na warsztat temat dekomunizacji bielawskich ulic.

Przyznam szczerze, że kolejny raz nie rozumiem bielawskich włodarzy. Przecież nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, iż jest to dla ludzi bardzo ważki temat, więc należy ich jak najbardziej wciągnąć w podejmowanie decyzji, unikać kontrowersji i być niezwykle rozważnym. Szczególnie skoro w naszym mieście dekomunizacja dotyczy osiedla na którym mieszka ¼, bądź nawet więcej bielawian. A jednak ekipa Piotra Łyżwy kolejny raz pokazała, że jeśli można coś zrobić źle i tak by rozzłościć mieszkańców, to kto jak kto, ale oni dadzą radę.

Nie dość, że przeprowadzono pseudokonsultacje społeczne, których rezultaty pokazano tak, by nie pokazać de facto niczego. Nie dość, że nie urządzono ani jednego spotkania z mieszkańcami zmienianych ulic czy osiedla. Nie dość, że pozwolono proboszczowi narzucić sobie dyktat odnośnie nazwania jednej z głównych miejskich arterii… To jeszcze nie dano radnym nawet pozoru dokonania przez nich wyboru, a postawiono ich przed faktami dokonanymi, które ci mogą zaakceptować bądź odrzucić! Już o niepotrzebnym pośpiechu nawet nie wspominam, bo przecież jest jeszcze kilka miesięcy do terminu w jakim trzeba pozmieniać te nazwy (chyba, że ksiądz prałat pospiesza, co by aleja NMP była już w mieście na rocznicę pierwszego fatimskiego objawienia, która przypadnie w maju). Notabene ciekawe czemu np. z nową organizacją oświaty w mieście Pan Łyżwa nie był tak zapobiegliwy i przygotowano projekt na ostatnią chwilę, co jak sądzę, zmusiło część wahających się radnych do podjęcia decyzji o likwidacji dwóch szkół, choć podobno ten pomysł nie wszystkim z nich był w smak.

I właśnie tu jest podstawowa kwestia. Radni znów zostali przez obecną ekipę postawieni przed faktem dokonanym. Pan burmistrz (czy też wiceburmistrz) chce, więc oni mają być tylko maszynką do podnoszenia ręki. W sumie przez te niemal trzy lata kadencji większość z nich pokazała, że burmistrz ma prawo tego właśnie oczekiwać. Przecież jeśli ktoś pracuje w miejskiej spółce, bądź jego rodzina pracuje, bądź otrzymuje różnej maści granty od miasta, to nie będzie podskakiwał. Więc czy trzeba się z tymi radnymi liczyć? To już pytanie retoryczne.

Mam jednak nieodparte wrażenie, iż tym razem burmistrzowi Łyżwie się jednak nie uda. Co prawda na początku, gdy usłyszałem, że już teraz ma to być głosowane, to uznałem, że jak zwykle wszystko jest już pięknie poukładane, jednak im bardziej o tym myślę, to obstawiam, że gdy ukaże się mój tekst, nie będziemy mieli w Bielawie ani alei Najświętszej Marii Panny, ani osiedla Orląt Lwowskich.

Dlaczego? Cóż, burmistrz Łyżwa już jest politycznym zombie. Chyba nawet on sam przestał wierzyć w możliwość własnej reelekcji. On może już sobie pozwolić na kolejne działania rozsierdzające większość mieszkańców. A nuż za rok uda się wygrać ze swoją zastępczynią wyścig do bycia kandydatem PiSu i może wystarczy to na drugą turę chociaż, tak by odejść z twarzą. Może…

Jednakże, choć burmistrzowi może być już wszystko jedno, to dla wielu radnych z jego obozu poparcie dla takiej zmiany nazwy osiedla, bądź dla alei NMP, to polityczne samobójstwo. Zwłaszcza jeśli niektórzy z nich mają ambicje sięgające wyżej niż bycie radnym. Stąd też obstawiam, że tym razem się przeciwstawią i pomyślą bardziej o zbliżających się wyborach niż o bieżących profitach. A jeśli jednak się pomyliłem? To znaczy, że mamy w Radzie karpie, które właśnie przyspieszyły sobie Boże Narodzenie.

Cóż, w działanie ze szlachetnych pobudek u naszych lokalnych polityków (u polityków w ogóle), ciężko mi uwierzyć, ale tym razem mam nadzieję, że ich instynkt samozachowawczy da pozytywne skutki dla miasta. Że dzięki temu ulica Berlinga zmieni nazwę na taką, która nie będzie budzić niepotrzebnych miastu sporów i nie będzie tylko realizacją fanaberii jednego, bardzo wpływowego mieszkańca. A także, że osiedle pozostanie osiedlem 25-lecia. Czy będzie to 25-lecie WOŚP czy też samo, bez żadnego dodatku (jak zaproponował Bielawski Ruch Obywatelski, który mam przyjemność współtworzyć), to nie ma aż takiego znaczenia. Bo nie mam wątpliwości, że mieszkańcy osiedla chcą dalej mieszkać na „dwa-pięć”, a nie wśród Lwowskich Orląt. Oby radni im to umożliwili.

P.S. A jeśli przeszłyby jeszcze jakimś cudem inne propozycje, które jako BRO złożyliśmy i które, dzięki zmianie jedynie uzasadnień nazw przy pozostawieniu dotychczasowych, pozwoliłyby mieszkańcom ulic Hempla, 22-go Lipca oraz 9-go Maja uniknąć chaosu, a działającym tam przedsiębiorcom kosztów… To uwierzę, że nad bielawską Radą zaczął unosić się duch dbania o wspólne dobro. Jednak tak daleko ma wiara w nią póki co nie sięga. Ale chciałbym tu akurat być zaskoczonym.

Piotr Koniec

 

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o