Strona główna Bielawa DOBRZE ŻYCZĘ – Rodziny wielodzietne

DOBRZE ŻYCZĘ – Rodziny wielodzietne

0
PODZIEL SIĘ

Temat, jaki dzisiaj zamierzam poruszyć został sprowokowany, ale to dobrze, bo jak zwykle nie miałem pomysłu, z czym kolejny raz wyskoczyć, co przecież dobrze o mnie nie świadczy. Na szczęście nie jestem zawodowcem tylko amatorem, a takim więcej płazem uchodzi.

Pan Redaktor Naczelny DDZ.24.EU pozwolił mi wspaniałomyślnie w swojej Gazecie występować jako bloger. I właśnie jeden z Komentatorów na moim blogu, któremu puściły nerwy, spowodował, że i mi nerwy puściły za zdanie: „Każdy decydując się na wielodzietność powinien brać odpowiedzialność za siebie bez obarczania społeczeństwa ponoszeniem kosztów utrzymania dzieci.”

I jak tu się nie zdenerwować?! Z takiego rozumowania wynika, że rodzice, decydując się na wielodzietność, są ze swoimi rodzinami dla społeczeństwa po prostu ciężarem, balastem, zaniżają PKB. Nie wiem, jak autor tej wypowiedzi rozumie wielodzietność. Czy dwoje dzieci w rodzinie to jest już dużo, czy może dopiero troje? Statystyki mówią wyraźnie, że aby nasz naród nie wyginął, musi być zdecydowanie więcej rodzin wielodzietnych, tych z trojgiem dzieci i więcej, bo od dziesięcioleci wskaźnik dzietności jest ciągle poniżej 2,00. I jeżeli tak nie będzie, zawali się cały system emerytalny, bo nie łudźmy się; dzieci nie zarobią na utrzymanie nawet swoich rodziców. Ktoś może się obrazić, że przecież każdy pracuje na swoją emeryturę. Tak, to prawda, tylko, że rzeczywistych, odłożonych pieniędzy na emerytury ze składek emerytalnych, wystarczyłoby raptem może na kilka miesięcy. Następne pokolenia pracują na poprzednie – taki jest system i nie ma się co na to obrażać. A zdarzają się przecież i takie rodziny, w których jedno dziecko powinno utrzymać dwoje rodziców na emeryturze i jeszcze czworo żyjących dziadków, a może i ośmioro pradziadków. Samo jedno rady nie da. Takie rodziny, które zdecydowały się mieć jedno dziecko, utrzymują obcy, spoza rodziny i trzeba za to okazać im wdzięczność i darzyć szacunkiem.

Myśląc takimi kategoriami jak cytowany Komentator, to ja powinienem się wstydzić, że mam czworo dzieci i jestem z ośmiodzietnej rodziny. Powinienem się wstydzić, że państwo mnie wykształciło za pieniądze podatników. Przecież państwo pieniędzy nie ma. Żeby komuś dać, komuś trzeba zabrać, jak to na Facebooku podkreśla nasza rodzima feministka. Nie wstydzę się. Jestem dumny i spełniony.

Od 1 stycznia 1946 roku do 29 listopada 1956 roku osoby bezdzietne, nieżonate i niezamężne powyżej 21 roku życia płaciły specjalny podatek, potocznie zwany „bykowym”. Później ten przepis dotyczył osób powyżej 25 roku życia. To też była pewnego rodzaju polityka prorodzinna, aby odbudować naród po wojnie. Jeszcze za poprzednich rządów słyszałem o zamyśle, aby to tego systemu wrócić.

„Prezydent Mościcki zobowiązał się, że każdy siódmy chłopak w rodzinie zostanie wpisany jako jego chrześniak, realizując w ten sposób politykę prorodzinną. Każdy z nich dostawał od państwa książeczkę oszczędnościową z wkładem 50 złotych (równowartość połowy ówczesnej pensji nauczycielskiej) oprocentowanych w wysokości 6 procent w skali rocznej. Oprócz tego chrześniacy prezydenta Mościckiego posiadali przywilej bezpłatnej nauki w kraju i za granicą, także na studiach wyższych, stypendium, bezpłatne przejazdy oraz opiekę zdrowotną. Ulgi na komunikację miało też ich rodzeństwo.”

Jeszcze za Bolesława Bieruta doceniono rodziny wielodzietne − przy urodzeniu szóstego i dalszego dziecka. Honorowym ojcem chrzestnym mógł być sam prezydent Bierut, o czym specjalnym pismem informowano z Warszawy i dla noworodka przysyłano jednorazową paczkę – tzw. wyprawkę.” 

To cytaty z Internetu. W przypadku Bieruta, to nie była tylko jednorazowa wyprawka, a comiesięczne stypendium do któregoś roku życia. U nas we Włocławku po sąsiedzku mieszkał taki chrześniak Bieruta. Takich określano mianem – „Bieruciok”.

A po za tym, to przecież „Wszystkie dzieci nasze są” i to my, jako społeczeństwo, jesteśmy zobowiązani zapewnić im godne życie i bezpieczeństwo.

A jak jest w Bielawie? 1 stycznia 2016 roku Bielawa liczyła 30182 mieszkańców. W stosunku do poprzedniego roku liczba ta zmniejszyła się o 546 osób. W 2016 roku urodziło się 248 dzieci, zmarło 408 osób. Bielawa jeszcze niedawno liczyła ponad 34 tys. mieszkańców. Czy w związku z tym nie nasuwają się proste wnioski, że oprócz powszechnej polityki prorodzinnej nie warto zastanowić się nad dalszymi działaniami prorodzinnymi po za Kartą Dużych Rodzin? Nie dla interesu tych rodzin, ale dla dobrze pojętego interesu społecznego. I nie chodzi tu tylko o Bielawę, ale i o wszystkie inne gminy w naszym powiecie, województwie i kraju.

Dlaczego nie skorzystać z przepisu z ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach: „art.6k, ust.4. Rada gminy, w drodze uchwały, może zwolnić w całości lub w części z opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi (…) rodziny wielodzietne, o których mowa w ustawie z dnia 5 grudnia 2014 r. o Karcie Dużej Rodziny (Dz. U. poz. 1863).”

Przecież mamy w Bielawie dzielnych radnych, również tych namolnie mówiących, dla których mowa jest srebrem i tych notorycznie milczących, dla których milczenie jest złotem. Może tak jedni jak i drudzy, a może nawet wszyscy, pomyślą coś o rozwoju Bielawy choć na marginesie swoich własnych interesów? Może pomyślą o ulgach za śmieci, dla rodzin wielodzietnych i choć na koniec coś pożytecznego dla Bielawy zrobią? A może i pan burmistrz Piotr Łyżwa do tego się włączy? Wszak w 2014 roku przed wyborami otrzymał Certyfikat Kandydata Przyjaznego Rodzinie.

I niech nikt nie pisze więcej takich głupot, że pomoc rodzinom wielodzietnym jest działaniem nieprzyzwoitym.

A wszystkim rodzinom wielodzietnym i wszystkim innym rodzinom DOBRZE ŻYCZĘ.

BBBS Bielawski Bloger Bolesław Stawicki

www.boleslawstawicki.blogspot.com

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o