Strona główna felieton Polska ziemia, którą tak ukochałeś

Polska ziemia, którą tak ukochałeś

0
PODZIEL SIĘ

Wyprostowany 80-letni żołnierz z uśmiechem spoglądał ze zdjęcia. W obiektyw aparatu spoglądał też stojący obok wachmistrza koń… 16 lutego minęła 97. rocznica urodzin zmarłego kilka lat temu wachmistrza 3 Pułku Strzelców Konnych – Pawła Jackiewicza.

Kto ostrogą, szablą błyska
To są Strzelcy z Wołkowyska
Lance do boju

Przygotowując się do udziału w widowisku historyczno-batalistycznym „Wola Gułowska 1939 – 2010”, przeglądając różne materiały, trafiłem na 11-letnią gazetę z podobizną podoficera Wojska Polskiego na okładce oraz z poświęconym mu tekstem autorstwa Doroty Słupskiej-Kresy. I tak, całkiem przypadkiem, uświadomiłem sobie, że wachmistrz
Paweł Jackiewicz był żołnierzem 3 Pułku Strzelców Konnych, walczącego między innymi właśnie pod Kockiem i w Woli Gułowskiej.
Zagłębiłem się w opowieść żołnierza:
– Urodziłem się w małym zaścianku kresowym, w Pasiekach. Mój prapradziad, który służył w 2 pułku ułanów w wojnach napoleońskich, chcąc uniknąć prześladowań władzy carskiej, kupił tam około 20 hektarów. W Pasiekach wychowałem się wśród lasów i borów kresowych, w rodzinie miłośników koni. Moja pierwsza jazda konna odbyła się na oklep, kiedy miałem 6 lat… Wychowała mnie matka. Zaszczepiła we mnie głęboki patriotyzm i dbałość o mowę ojczystą…
– Mając 17 lat, w 1937 roku, wstąpiłem jako ochotnik do kawalerii, do 3 Pułku Strzelców Konnych w Wołkowysku. Później uczęszczałem do szkoły podoficerskiej, gdzie przeszedłem ciężką szkołę życia. Wyciskano z nas całe nasze możliwości intelektualne i fizyczne. (…) Moi pradziadowie, dziadowie, ojciec zawsze mieli piękne konie. Wszyscy służyli w wojsku w pułkach ułanów. Ja również kontynuowałem tradycję rodzinną. Stąd przywiązanie do dobrego konia. (…) Pamiętam, że miałem za mojej służby trzy konie. Pierwszym, jakiego miałem jeszcze za rekruta, była klacz – Ciocia. Nie darzyliśmy się wielkim uczuciem. Następnym koniem był Frant – był to koń nieco zwariowany. Po ukończeniu szkoły kolejnym moim koniem był przepiękny Amant. Niestety, padł w Hajnówce 17 września 1939 roku…
– Mój chrzest bojowy miałem w okolicy Śniadowa w Łomżyńskiem. Kiedy piechota wycofywała się znad Wizny, mój Pułk dostał rozkaz osłaniania 18 Dywizji Piechoty. Później przeżyłem wiele okrutnych chwil, które na zawsze pozostawiły we mnie blizny…
Pamiętam kapitulację pod Kockiem. Do naszego pułku rozkaz o kapitulacji nie dotarł. Jeden z naszych szwadronów wpadł w zasadzkę. Wycofaliśmy się do Grabowa Szlacheckiego. Dopiero wtedy zastępca dowódcy pułku, podpułkownik Platonoff, na swoją odpowiedzialność rozwiązał pułk. Z wielkim trudem dotarłem do mojej rodzinnej wsi, ku wielkiej radości mojej mamy. Tam już była okupacja sowiecka… W 1940 roku aresztowało mnie NKWD. Cudem udało mi się uciec. Wkrótce wstąpiłem do
Armii Krajowej. Nosiłem pseudonim Gończa.
– W 1944 roku na moim terenie robiono łapanki i wcielano na siłę do Ludowego Wojska Polskiego. Ja również do niego trafiłem… Przeszedłem Wał Pomorski i 3 maja 1945 roku dotarłem do Berlina…

Walka od pierwszych do ostatnich dni wojny, ale… to nie koniec historii, przyszło bowiem… zapłacić za służbę w Armii Krajowej:
– Po wojnie, w 1946 roku, pojechałem do mojej rodziny i wtedy mnie aresztowano. Skazano mnie na 15 lat, ale później skrócono wyrok do 5 lat. Odsiedziałem całe 5 lat w łagrach, w których przeżyłem piekło.
Przyszedł czas także na w miarę spokojne życie:
– Od 1958 roku mieszkam w Podolinie. Obecnie mam 6 klaczy, w tym dwa źrebaki czteromiesięczne i jednego konia na utrzymaniu. Są do mnie przywiązane, a ja do nich. Dla nich żyję.
Po krótkich poszukiwaniach w moje ręce trafiła też „Jednodniówka” Koła Żołnierzy 3 PSK z grudnia 2003 roku, a w niej między innymi list:
„Pawełku, Drogi Przyjacielu
Bardzo zasmuciliśmy się wiadomością o twoich dolegliwościach. Jeszcze nie tak dawno rozmawialiśmy telefonicznie i na moje pytanie: „Jak się czujesz?” odpowiedziałeś jak zawsze dziarsko: „Dobrze” i że radzisz sobie z końmi i na czas zimy nie będziesz się ruszał ze swojej gazdówki. Ale widać to „dobrze” gdzieś się w lesie pogubiło, że teraz go musisz szukać u uczonych medyków.
Ale nic to! Wyjdziesz z tego! To Ci mówi Twój druh serdeczny, stary szpitalnik, spod kosy wielokrotnie zbiegły. (…) Tylko musisz wierzyć, bardzo mocno wierzyć, że chorobę w końcu szlag trafi, a co się ma pozrastać, to się zagoi. I znowu staniesz, jak dawniej, na Twoim honorowym miejscu w poczcie sztandarowym. A i młodzież czeka na Ciebie, bo przecież jeszcze nie wszystko im opowiedziałeś, a wiesz, że widzą Cię bardzo radzi, żeby nie powiedzieć entuzjastycznie. My to w Pułku wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki, ślemy Ci same dobre myśli, a resztę Bóg da. Panie poruczniku – służba czeka!
Pawełku drogi! Ściskamy Cię na razie delikatnie (boś ździebko pokrajany), ale świątecznie z najlepszymi życzeniami dołączają wszystkie Panie i Koledzy, z dowódcą Panem Pułkownikiem Romanem Witkiem na czele.
Czołem!
Wicek

List nie zdążył już trafić do adresata. Bohater naszej opowieści zmarł 25 kwietnia (dwa dni przed świętem pułkowym) 2003 roku w wieku 83 lat. Na jego pogrzeb w Piskorzowie koło Dzierżoniowa przyjechało wiele osób z odległych miejsc Polski. Byli przedstawiciele Koła Żołnierzy 3 PSK, a także delegaci lokalnych środowisk AK.
Już z nieba duch wachmistrza usłyszał wygłoszone nad grobem słowa:
„Dziś przychodzi nam żegnać Cię po raz ostatni. Niech Ci ta polska Ziemia, którą tak ukochałeś, lekką będzie!”

Jarosław Kresa

(Tekst pochodzi z października 2010 roku z portalu 58pp.dobroni.pl)

źródła:
„Jednodniówka” Koła Żołnierzy 3 P.S.K. Grudzień 2003
„Tygodnik Dzierżoniowski”, nr 69, 24 sierpnia 1999 r.

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o