Strona główna felieton I żyli długo i szczęśliwie…

I żyli długo i szczęśliwie…

0
PODZIEL SIĘ

Z zakończeniami filmów i książek najczęściej jest tak, że tam, gdzie historia się kończy, tak naprawdę zwykle dopiero na dobre się zaczyna. Nawet nieszczęśliwe zakończenie, włączając śmierć głównego bohatera, nie jest definitywnym końcem opowieści, a raczej początkiem jakiejś nowej historii. Dalszy ciąg mogą przecież dopisać ci, co zostają. Bo zawsze ktoś zostaje, coś po nas zostaje – choćby zniszczone buty, prosty nagrobek, strzęp pamięci…

Dobre, szczęśliwe zakończenia, które zwykle tak lubimy, bo są piękne i krzepiące, tym bardziej nie są prawdziwymi zakończeniami. W „i żyli długo i szczęśliwie” nikt nie uwierzy, nawet w bajkach. Po lekturze książki czy obejrzanym filmie już od dzieciństwa przebiega nam przez myśl to irytujące pytanie: co było dalej? Pokuszę się o przykład tego, co mogłoby być dalej, taki właśnie przykład z bajki.

Pierwszą zupą, jaką po ślubie ugotowała Kopciuszek dla swojego królewicza, była zupa dyniowa. Dziwicie się, że Kopciuszek sama zajmowała się gotowaniem, że młodzi nie mieli służby? Było ich, oczywiście, na to stać, ale Kopciuszek po prostu nie potrafiła wydawać nikomu poleceń. Poza tym na domowych obowiązkach znała się jak mało kto i w gruncie rzeczy wykonywała je z przyjemnością. Tym bardziej, że królewicz nie był naburmuszoną, wymagającą macochą, ale mężczyzną jej życia. Nosił ją na rękach, kupował jej buty – nie jakiś pierwszy lepszy cham i prostak, tylko romantyczny i kulturalny mężczyzna, w dodatku bajecznie przystojny. Na tę pierwszą zupę Kopciuszek poświęciła swoją zaczarowaną dynię, którą dostała od chrzestnej matki, tak więc spory gar tego wyszedł, ale to dobrze, bo z nieoczekiwaną wizytą wpadły macocha i przyrodnie siostry.

Siostry z miejsca zaczęły lustrować wszystkie kąty w pałacu i flirtować z królewiczem, a macocha już od progu retorycznie zapytała czy Kopciuszek wie komu zawdzięcza swoje doskonałe zamążpójście? „To ja wszystkiego cię nauczyłam, dziecko” – powiedziała zasiadając w ulubionym fotelu Kopciuszka i łypnęła okiem na królewicza, upewniając się, że słyszał jej słowa. Zupę dyniową z zaczarowanej dyni oczywiście skrytykowała. Nie szarżowała oczywiście, swoim starym zwyczajem, z krytykanctwem, żeby nie zrazić zięcia, ale swoje trzy grosze musiała wetknąć. Co zresztą za różnica, gdy się słyszy „odrobinę za słona” czy „przesolona”? W obu przypadkach soli jest za dużo! Gospodyni dała plamę! Niemniej jednak ten drobny szczegół kulinarny nie zniechęcił macochy i sióstr: stały się stałymi gośćmi w pałacu, wpadając zwykle bez zapowiedzi, nierzadko przyprowadzając ze sobą znajomych, a nawet znajomych znajomych. Co z tego, że Kopciuszek miała całą szafę fantastycznych sukni i przeszło pięćdziesiąt par pantofelków od królewicza, skoro nie miała nawet okazji ich włożyć? Całymi dniami kwitła przy garach, częstokroć z kuchni przysłuchując się gruchaniu jej wrednych sióstr i macochy z jej pięknym królewiczem.

Co było dalej? Jak to w życiu: obowiązków nie ubywało. Pojawiła się dwójka dzieci, królewicz coraz częściej wychodził na partyjkę krykieta, a macocha zachorowała i trzeba było się nią zaopiekować. Zajęte robieniem kariery siostry nie miały na to „warunków”, więc Kopciuszek wzięła macochę do siebie. Bez wykształcenia i kwalifikacji dziewczyna nie miała szans zaimponować mężowi, idąc do ambitnej pracy lub przynajmniej od czasu do czasu prowadząc z nim interesującą konwersację. Zresztą na żadną z tych rzeczy nie miałaby czasu – prowadziła wzorowy dom, zajmowała się dziećmi, dogadzała mężowi i dbała o macochę. Nawykła do posłuszeństwa i karności nie umiała zadbać o siebie i mieć własnego zdania. W dodatku teściowa zapomniała uwzględnić ją w testamencie, więc ewentualne rozważania o rozwodzie z królewiczem nawet nie wchodziły w grę. Dokąd by poszła bez grosza przy duszy w swoich złotych pantofelkach, które wyszły z mody?

Wróćmy jednak do pierwszej feralnej wizyty teściowej i szwagierek królewicza i od tego właśnie miejsca zabawmy się w „co było dalej?”. Królewicz zaznaczył, że w ulubionym fotelu Kopciuszka nie siada nikt inny poza nią; grzecznie, choć stanowczo oświadczył, że niezapowiedziane wizyty są grubym nietaktem; siostrom dał wyraźnie do zrozumienia, że flirtować lubi, ale jedynie z żoną; a kiedy urodziło im się pierwsze dziecka zatrudnił nianię i kucharkę, bo było ich przecież na to stać. Żonę zachęcał do poszerzania horyzontów, więc na balach organizowanych w sąsiednich królestwach olśniewała nie tylko urodą, ale i inteligencją. Królewicz nie tylko ją kochał, ale i szanował. I żyli długo i szczęśliwie…

Aurelia Miłek

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o